Niniejszym publicznie odszczekuję – wszystko to, co powiedziałem na temat dużych powiększeń z małego obrazka. Głosiłem wszem i wobec, że nosa powyżej 18×24 cm nie wychylam nawet, a wszystkich to robiących uważałem za niewrażliwych na ziarno wielkości grochu, rozmyte kontury – ślepych jednym słowem.
Myliłem się.
Wyciągnąłem z szafy opakowanie Fomy, plastikowej, 40x50cm. Blaszany łeb Focomata podciągnąłem pod sufit i popełniłem odbitkę z tego negatywu:
Suszy się:
A ja patrzę w oczy modliszki i nie wierzę:
Powiększenie jest tak na oko 16-krotne – klisza ma 24x36mm, obraz jest kadrowany względem krótszego boku – 380mm/24mm=15,83. Widać pojedyncze ommatidia!
Szacunek dla kliszy i obiektywu.
Oswojone bardzo w cudzysłowiu, bo zmagam się ciągle z technikaliami, a robaki łaskawie mi pozują – o dowolnej porze kiedy zechcę. O inne zresztą o tej porze trudno. Próby ze światłem błyskowym, w warunkach sterylnostudyjnych:
Eos 1V, Helios 40-2 85/1,5, mieszek, MT-24EX. T-MAX 400 wołany w D23. Skan z negatywu.
Eos 1V, Helios 40-2 85/1,5, mieszek, MT-24EX. T-MAX 100 wołany w D23. Skan z negatywu.
I trochę z odbitek:
Eos 1V, Helios 40-2 85/1,5, mieszek, MT-24EX. T-MAX 100 wołany w D23.
Kodak T-max 400, wołany w D-23 własnej produkcji. Canon F1-New plus mieszek plus Helios 85/1,5. Skany z negatywu – Epson Perfection 2480 Photo.
Kodak T-max 100, reszta jak wyżej.